niedziela, 5 maja 2013

Rozdział 2 - "Znowu to robisz."

- Co? Ale jak Ty...?
- Myślałaś, że tak szybko pozwolę Ci odejść? - Patrzyłam się na niego pytająco. Skąd do jasnej cholery się tak nagle wziął w Madrycie?!
- Dowiem się w końcu co tu robisz?
- Już Ci przecież mówiłem, że nie chciałem Ci dać tak szybko odejść. Niestety widzę, że nie jesteś zachwycona. - zrzedła mu mina.
- Kompletnie się tego, znaczy Ciebie tutaj nie spodziewałam. To miłe, ale..
- Tak, wiem. Masz mnie totalnie gdzieś. Czego ja się spodziewałem, po przyjeździe tutaj..?
- Nie mam pojęcia. - ale idiotka ze mnie. Oczywiście w tym momencie nie mogłam wymyślić nic bardziej kreatywnego, nie?
- Przepraszam. Myślałem, że przynajmniej w jakimś stopniu zrobię Ci niespodziankę i się chociaż trochę ucieszysz. - spuścił wzrok na dół. Miał minę zbitego szczeniaczka, która działa na mnie od razu.
- A kto powiedział, że się nie cieszę? - uśmiechnęłam się i na twarzy mojego rozmówcy też poruszyły się kąciki ust.
- Czyli jednak się, aż tak bardzo nie wygłupiłem?
- Aż tak bardzo, to nie, jednak... - Próbowałam załagodzić sytuację małym żarcikiem. Powinnam od razu inaczej zareagować. Mało kto, zrobiłby mi taką niespodziankę. Tak się starał.
- Tak, wiem, jestem głupi, ale za to jaki przystojny. - Poruszał brwiami i zrobił pozerską minę.
- Jak większość Hiszpanów, Panie Fabregas. - w tym momencie oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- A tak prawdę mówiąc, to przyleciałem za Tobą, bo tak mnie szybko zbyłaś i nie dałaś mi swojego numeru telefonu. A co jeśli miałbym jakieś uwagi co do tekstu? - Próbował udawać groźnego.
-  Zapewne, Twój menadżer by się ze mną skontaktował.
- Ehh.. Czy Ty na wszystko musisz mieć odpowiedź?
- Nie na wszystko, ale na większość. Chyba, że jest to związane z moją pracą, to o wszystkim muszę wiedzieć. - mój stanowczy i profesjonalny ton, chyba zrobił na nim wrażenie. - A tak serio, to tylko po to, za mną przyleciałeś?
- Tak. Nie rozumiem, coś w tym złego? - zapytał lekko speszony.
- Nie, nie. Skądże. To bardzo miłe. Dziękuję. - No, to teraz zobaczył mnie z zupełnie innej strony. Nie dość, że głos miałam taki miły, że bardziej to się już chyba nie dało, a wyraz twarzy dosłownie: wyrażał więcej, niż tysiąc słów. Jakoś nie lubiłam kiedy ludzie mnie taką postrzegali. Wolałam pokazywać siebie jako silną, dążącą do celu kobietę. Nauczyłam się, że w życiu nie warto być wrażliwym i słabym psychicznie. Ludzie tylko, to wykorzystują. Stawiałam przed sobą mur i dopiero kiedy ktoś potrafił go zburzyć, wzbudzał moje zaufanie. Jednak z czasem się przekonałam, że tak czy tak dostaję po dupie. Wolałam jednak od razu wyznaczyć granicę. Uczyłam się tego przez wiele lat, a tu przyjdzie Ci taki Hiszpan, wlepi w Ciebie te swoje czekoladowe patrzałki i cała moja silna psychika poszła się....
- Nie, to ja dziękuję, że nie uciekłaś ode mnie i jednak troszkę się ucieszyłaś na mój widok. - Uśmiechnął się najszerzej jak tylko potrafił. - To dostanę Twój numer? Nie, żebym Cię poganiał,  ale za 10 min mam powrotny samolot i muszę się jeszcze dostać na odprawę..
- Już już. Spokojnie. Nie tłumacz mi tego wszystkiego.  - wyciągnęłam portfel z torebki, w którym miałam moją wizytówkę. - Proszę bardzo.
- Dziękuję. - Wymieniliśmy uśmiechy. - Niestety ale muszę już iść. Zostałbym, ale rano mam trening na którym muszę być, bo..
- Znowu to robisz. - powiedziałam udając obrażoną.
- Co takiego?
- Tłumaczysz mi coś, o czym doskonale wiem. - odpowiedziałam, lecz już nie mogąc powstrzymać się od śmiechu, widząc jego wystraszoną minę.
- Masz dziewczyno charakterek. Na pewno nie masz hiszpańskich korzeni? Co jak co, ale temperament, to masz godny Hiszpanki.
- Polki również potrafią być zadziorne. Ale zmykaj już, bo się jeszcze spóźnisz.
- Miłego pobytu. Odezwę się niedługo. - pocałował mnie w policzek i pobiegł w stronę odpraw. A ja stałam i przez chwilę patrzyłam się w miejsce, w które pobiegł. - Wariat. - pomyślałam z uśmiechem.

- Iza! - nagle usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się i zauważyłam idącą w moją stronę szatynkę.
- Cześć młoda! - przytuliłyśmy się na powitanie.
- Co Ty masz taką minę, jakbyś milion wygrała? - popatrzyła się na mnie i jak zwykle użyła tych swoich porównań. To najbardziej w niej lubiłam. Potrafiła w odpowiednim momencie powiedzieć coś takiego, co całkowicie opisuje daną sytuację. Mimo, że czasem nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.
- Blisko, blisko. - uśmiechnęłam się do siebie. - Opowiem Ci wszystko później.
- No ja myślę. Jedźmy do domu. Weźmiesz prysznic i zjesz coś.
- Uważasz, że śmierdzę?
- Jak skunks. - przyjęła przy tym taki poważny ton, że gdybym jej nie znała, to bym wzięła to na serio. Pojechałyśmy do jej mieszkania. Było ono tylko trochę oddalone od centrum miasta. Wykąpałam się i zjadłam pyszne naleśniki. Chwilę pogadałyśmy. Opowiedziałam jej wszystko o sytuacji z Pawłem, a później o zdarzeniu na lotnisku. Wieczorem chciałyśmy się iść zabawić do jednego z madryckich klubów. Nie zabrałam ze sobą nic stosownego do ubrania na taką okoliczność, więc szafa przyjaciółki była dla mnie otwarta. Wybrałam szeroką bluzkę i spódniczkę oraz buty na koturnie.  W drodze, Angela przypomniała sobie, że musi skoczyć po coś do restauracji, której jest właścicielką. Nawiasem mówiąc, jest to najlepsza restauracja w jakiej kiedykolwiek byłam. Ale przecież jej tego nie powiem. Przecież, to moja przyjaciółka.

- Idź sama. Ja poczekam. - powiedziałam, majstrując coś przy radio w samochodzie.
- Ale nie wiem ile mi to zajmie, nie chcę, żebyś była tu sama. - i poszłyśmy. W środku jak zwykle pełno gości. Ale nie byli, to zwykli ludzie. Do jej lokalu przychodziły same sławne, bogate i wpływowe osoby.

- Kurcze, mam małą awarię. Może ona chwilę potrwać. Usiądź przy stoliku i coś sobie zamów do jedzenia. - i poszła. Nie byłam jakoś specjalnie głodna. Poszłam do łazienki, żeby poprawić makijaż. Zadzwonił telefon. Oczywiście miałam go na samym dole torebki i trochę to trwało zanim wyrzuciłam wszystkie rzeczy i go znalazłam. - Mam Cię! - powiedziałam podnosząc telefon do góry. Całe szczęście, że nikogo nie było, bo pomyślałby sobie coś interesującego na mój temat. Spojrzałam na ekran. Nie znam tego numeru, ale wiedziałam, że jest to hiszpański numer.

< - Diga.
   - Cześć piękna. Obiecałem, że zadzwonię, i właśnie wypełniam obietnicę.
   - Cieszę się. Jak rozumiem nie spóźniłeś się na samolot? - rozmawialiśmy przez chwilę. Muszę przyznać, że całkiem nieźle się dogadywaliśmy.

Po skończonej rozmowie jeszcze raz poprawiłam makijaż i wróciłam na salę. Zauważyłam, że wokół jednego stolika zrobiło się spore zamieszanie. Grupka ludzi otoczyła go i wymachiwała jakimiś karteczkami czy notesami. Usiadłam przy barze. Miałam stamtąd doskonały widok na to, co się tam działo. Już po chwili dostrzegłam, że przy stoliku siedzą piłkarze Realu Madryt. Jeszcze parę lat wcześniej podbiegłabym tam i skakała jak małe dziecko, które dostało nową zabawkę. Zamówiłam sobie drinka i cierpliwie czekałam. Muszę przyznać, że barmana to tutaj ma całkiem całkiem. Wdaliśmy się w krótką rozmowę. Poprosiłam go, żeby powiedział Angelice, że zaczekam na nią na zewnątrz. Za duży tłum się zrobił. Siedząc na ławeczce starałam się nie myśleć o niczym. Wdychałam świeże powietrze i cieszyłam się, że znowu tu jestem. Zamknęłam na chwilę oczy.

- Przepraszam. Przepraszam. - usłyszałam czyiś głos i poczułam, że ktoś mnie szturcha. Nagle zrozumiałam, że zasnęłam. Nie otwierałam jeszcze oczu. Ktokolwiek mnie budził, pewnie pomyślał sobie, że się upiłam i zasnęłam jak jakiś żul. Fajnie, no fajnie. Myśl Iza jak teraz wyjść z tego z twarzą.
- Dziękuję, siedziałam sobie czekając na koleżankę i chyba... - mówiłam strasznie szybko i nerwowo, jednocześnie próbując jakoś się ogarnąć.  Nie patrzyłam się na mojego rozmówcę. Jednak w pewnej chwili przeniosłam na niego wzrok. Całe szczęście, że Angelika już przyszła. - Yyy..Muszę już iść. - ledwo z siebie wydukałam  i szybkim krokiem udałam się w stronę samochodu.

- Co Ty.... - zaczęła przyjaciółka.
- Nie pytaj..




__________________________________________________________
 Kolejny rozdział za mną. Jednak radziłabym się, nie przyzwyczajać do takiego szybkiego tempa dodawania nowych wpisów. Teraz miałam troszkę więcej czasu, więc postanowiłam napisać, żeby już mi się to jakoś zaczęło rozkręcać. Rozmiar rozdziałów póki co, jest jaki jest. Musicie mi wybaczyć. Gwarantuję, że z czasem będą dłuższe. Sama obiektywnie nie umiem stwierdzić czy to co napisałam powyżej jest dobre, musiałabym na spokojnie ,to przeczytać. Jednak wiecie jak to jest, czytać swoje wypociny. Chciałam również podziękować za miłe słowa - tam o, niżej - Cieszę się bardzo , że komuś się to podoba. Widzę przynajmniej, że nie piszę tylko dla siebie, ale daję również pewnego rodzaju radość innym. Dobry sposób na nudę nie jest zły! ;) kolejny rozdział przewidziany jest na piątek-sobotę.  Strzałeczka.! ;*  
Santia. 

4 komentarze:

  1. Ale, że... Fabregas ;o już mogłaś wziać Pique! Chociaż no dobra... Pique se obciął.
    Wyczuwam, że ten kto ją budził to nie jest zwykły przechodzień ^^ Zaczyna się robić ciekawie :D

    Pisz szybko! Nie ma piątek-sobota :c

    OdpowiedzUsuń
  2. Fabregas jest jak najbardziej ok :) Ale ciekawi mnie strasznie kim jest owy przechodzień :)
    Bardzo fajnie się czyta i super, że nowy rozdział pojawił się tak szybko. Już się kolejnego doczekać nie mogę.
    Pozdrawiam, Gabi :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ooo Fabregas ;p ;) Ciekawe kto ją budził, na pewno ktoś nie taki znów zwyczajny ^^
    To ja ewelekmo z ciach, zaprosiłaś mnie na tego bloga ;) ja również piszę bloga o tematyce piłkarskiej RM, możesz wpaść. Pozdrawiam :*
    pokonana-zakochana.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. szkoda ze Faberegas :D no ale coż. Fajnie się rozkręca stawiam, że tym przechodniem jest Cristiano :D

    OdpowiedzUsuń