wtorek, 18 czerwca 2013

Rozdział 6 - Deal?

                                                 ***Miesiąc później.***

 - Jesteś pewny, że Twojej mamie, nie będzie przeszkadzała moja obecność?
 - Coś Ty. Nie takie akcje jej wykręcałem. - zażartował Cris. - Przepraszam. - powiedział i sięgnął po dzwoniący telefon, a ja wsiadłam do samochodu. Włączyłam muzykę i w lusterku widziałam, że Portugalczyk jest poddenerwowany. Wrócił po chwili.
- Wszystko w porządku? - zapytałam.
- Nie. Tak.. To znaczy nie.. - zaczął kręcić.
- Powiesz mi teraz czy później?
- Irina chciała iść na kolacje, a doskonale wiedziała, że jedziemy na Maderę. Myślała, że zmienie plany tylko dlatego, że ona tak chce.
- Może to chodziło o jakąś okazję? Urodziny, rocznica czy coś w tym stylu.
- Nie. Nic z tych rzeczy. Jest zazdrosna o Ciebie i tyle.
- Przepraszam bardzo, że co jest? - wybuchłam śmiechem.
- No zazdrosna, o to, że zabieram Cię do mamy.
- Większej głupoty nie słyszałam. Jedna z najpiękniejszych modelek na świecie jest zazdrosna o mnie. Dobre, dobre. W dodatku jedziemy tam w celach służbowych.  Cristiano, jak Ty coś palniesz. - uderzyłam go lekko w czoło.
- Mówię tylko jak jest.
- Jedźmy już lepiej.

 Mama Cristiano przywitała mnie ciepło. Sprawiała wrażenie miłej i sympatycznej kobiety. Chwila pozwoliła mi dostrzec jak bardzo Cris ją kocha i jak ważną osobą jest w jego życiu. Relacja jaka ich łączyła była wyjątkowa. Trochę głupio mi było wchodzić z butami w ich prywatne życie. Ale to był ich wybór.

 - Musi być pani dumna z syna. - powiedziałam jakby do siebie.
 - Nawet nie wiesz jak bardzo. - popatrzyła przez okno, gdzie Cristiano bawił się z siostrzeńcami, po skończeniu wywiadu. - Bardzo się o niego bałam. Kiedy wyjeżdżał był taki malutki. Nie wiedziałam czy sobie poradzi. Bolała mnie ta rozłąka z nim. Jednak piłka od najmłodszych lat była jego miłością, więc co mogłam zrobić.
- Ale nadal macie niesamowite relacje. A to się rzadko zdarza. - wtrąciłam.
- To był chyba nasz największy sukces. - dodała i obie dopiłyśmy herbatę.
- Zbieraj się mała, musimy jechać.
- O wilku mowa. - powiedziałyśmy jednocześnie.
- Obgadywałyście mnie? - zapytał oburzony piłkarz.
- To już nawet nie mogę porozmawiać o moim syneczku. - Pani Dolores pocałowała syna w policzek. - Zbierajcie się już. Jutro ważny mecz.
- Racja. - zabrałam swoje rzeczy. - Dziękuję bardzo za kawę i gościnę. Było mi bardzo miło. - powiedziałam.
- Nie ma za co. To nam było miło, że przyjechałaś. - przytuliła mnie na pożegnanie. - Jak przyjedziecie za tydzień to porozmawiamy dłużej.
- Jak za tydzień? - o niczym nie wiedziałam.
- Mamo, ale mówiłem Ci, że przyjedziemy, ale chodziło mi, że z Iriną. - wytłumaczył Cris.
- Aaa.. z Iriną. - nie wiem czy mi się zdawało, ale chyba ktoś tu był lekko zawiedziony. - Trudno. W takim razie będę czekać z niecierpliwością na nasze kolejne spotkanie. - powiedziała weselszym tonem.
- Ja również. Dowiedzenia. - pożegnaliśmy się.

 W drodze do domu Cristiano opowiedział mi więcej o relacjach z mamą. Nie potrzebowałam tego do reportażu, ale dla samej siebie. Czysta ciekawość. Dostałam SMS-a.

<od: Cesc.
 " Cześć piękna. Wieczorem będę w Madrycie. Mam nadzieję, że znajdziesz dla mnie chwilę. Uprzedziłem, bo prawdę mówiąc, takie czekanie na Ciebie jest cholernie nudne i tyłek boli od siedzenia na twardych schodach."

 Uśmiechnęłam się do telefonu.

- Jakieś dobre wiadomości. - dopytywał Cristiano.
- Co? Nie, nic, nic. - rzuciłam mechanicznie i odpisałam :

 "Masz za swoje! Kultura wymaga, żeby uprzedzać gospodarza o wizycie. Za godzinę będę w domu."

 Resztę drogi spędziliśmy raczej w milczeniu. Nikomu nie przeszkadzała ta cisza.
- Jutro widzimy się w szatni, godzinę przed meczem, tak? - zapytałam.
- Tak.
- Do zobaczenia.
- Pa.
Musiałam się szybko odświeżyć po podróży i coś zjeść. Czytałam książkę, gdy rozległ się dzwonek do drzwi.
- Trener dał mi godzinę, więc bierzmy się szybko do roboty.
- Ty i te Twoje żarciki. Dzień dobry, tak w ogóle, Panie Fabregas.
- Dobry wieczór, jak już , jeżeli się czepiamy szczegółów.
- Wejdziesz, czy będziemy rozmawiać w drzwiach?
- Lubię adrenalinę i ekstremalne miejsca, ale nie wiem co na to Twoi sąsiedzi. - żartował i wszedł do środka.
- Idiota. - uderzyłam go lekko w ramię.
- Ała. Chcesz, żebym miał kontuzję przed jutrzejszym meczem? - udawał , że go to zabolało.
- Z Tobą czy bez Ciebie, Barca i tak nie ma szans.
- A co, że niby Real wygra? Dobre żarty. - chwycił się za brzuch i zaśmiał.
- A chcesz się założyć? - powiedziałam pewna siebie.
- O co? - zrobił poważną minę.
- Wybieraj.
- To może zrobimy tak : jeżeli Real wygra, to spełnisz jedną moją prośbę, a jak Barca, to ja Twoją.
- Wiesz, że to jest bez sensu?
- Czemu? Przynajmniej żadne z nas nie będzie na tym stratne. Jeżeli przegra jego drużyna, to przynajmniej będzie miał nagrodę pocieszenia.
- Mówiłam Ci już, że jesteś idiotą?
- Żeby to raz. - zaśmiał się. - To, co - deal?
- Deal. - Podaliśmy sobie dłonie.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę. Po upływie godziny Hiszpan musiał już jechać.
- Widzimy się na meczu.
- Hala Madrid! - krzyknęłam.
- Visca el Barca, kotku! -zasalutował jak żołnierz i poszedł.


                                              ***Następnego dnia, w sztani Realu***

- Cześć chłopcy! - przywitałam się wchodząc do szatni.
- Cześć, cześć. - usłyszałam chórem.
- Jak nastroje?
- Wygramy! - powiedział z entuzjazmem Sergio.
- Takie nastawienie mi się podoba!
- Si luchamos podemos perder, si no lo hacemos estamos perdidos, - wtrącił Iker. - uśmiechnęliśmy się wszyscy, ale w powietrzu było czuć jeszcze większe napięcie.
- Rozluźnijcie się, proszę. Spokój i opanowanie, to recepta na wygranie. - tak mi się jakoś zrymowało.
- Dobre motto. - powiedział Mourinho. - Przygotujcie się, bo zaraz wychodzimy.
- Zostawię Was już. Hala Madrid, Panowie! - zdopingowałam i udałam się w stronę murawy. Miałam przywilej siedzenia na ławce wraz z piłkarzami. Co prawda z tyłu, ale Mou nie wiedzieć czemu chciał mieć mnie blisko na meczach. Pewnie chciał mieć mnie na oku.
- Isabella! Zaczekaj. - ktoś nagle mnie zawołał. - W razie, gdyby mecz jakoś mi nie podszedł, to nie uwzględnimy go w reportażu, co?
- Nie wierze, że to zaproponowałeś. Na chwilę, przed jednym z najważniejszych meczy w sezonie, martwisz się o reportaż? - tego się nie spodziewałam.
- Ale.. - chciał coś powiedzieć.
- Zawiodłam się na Tobie, wiesz? Idź zrobić swoje, a później martw się o to, co powiedzą, czy tam napiszą o Tobie media. Wiesz doskonale, że zrobię wszystko, aby reportaż był dokumentem o życiu legendy futbolu i żeby nic nie przyćmiło Twojego geniuszu. Jest mi cholernie przykro, że martwisz się o siebie, a nie drużynę. Przypomnij sobie co mi kiedyś powiedziałeś i przemyśl sobie dobrze, znaczenie tych słów. - powiedziałam i udałam się na swoje miejsce. Myślałam, że nic mnie dzisiaj nie wyprowadzi z równowagi. A jednak..
Postanowiłam o tym nie myśleć, tylko skupić się na meczu. Po pierwszej połowie było 0:0. O dziwo obyło się bez niepotrzebnych spięć. Widziałam, że Ronaldo nie jest skupiony na grze. Myślał chyba nad tym co mu powiedziałam. Może niepotrzebnie, bo to tylko zmniejszyło jego koncentrację.
Po przerwie sytuacja na boisku diametralnie się zmieniła. Zupełnie jakby był to inny mecz. Zawodnicy obu drużyn zaczęli grać agresywnie. W 77 minucie do bramki strzelił Sergio Ramos. Jak miał w zwyczaju, po trafionym golu ucałował herb. Uwielbiałam, gdy tak robił. Królewscy trochę się uspokoili, jednak niecałe siedem minut później do bramki trafił nie kto inny, tylko - Fabregas. Cieszył się jak dziecko. Wszyscy myśleli, że wynik nie ulegnie zmianie. Sędzia doliczył jeszcze trzy minuty. Okazały się one najgorętsze w całym meczu. Casillas wybronił stuprocentową okazję Messiego. Ramos przejął piłkę i od razu podał na środek boiska, gdzie czekał na Ronaldo. Ten po niesamowitym sprincie, minął Xaviego i Fabregasa i lewą piętką ograł bramkarza Barcelony. Madridistas na trybunach oszalało. Jednak Cristiano zamiast celebrować gola, podszedł tylko do Cesca z piłką w ręce i z uśmiechem na twarzy coś mu powiedział. Hiszpan nie wytrzymał i szturchnął przeciwnika. Ten nie był mu dłużny i pchnął go na stojącego obok Iniestę. Rozpoczęła się bójka. Sędzia szybko ich rozdzielił i tuż przed końcowym gwizdkiem ukarał dwój bohaterów zamieszania czerwoną kartką. Nie czekając na koniec, pobiegłam za nimi do szatni w obawie, że mogą dokończyć tam swoją wymianę zdań.

- Cesc, Cristiano! - rozdzieliłam ich, widząc, że trzymają się za gardła.
- Isabella? - powiedzieli jednocześnie, puszczając uściski.
- Co wy do cholery wyprawiacie?! - krzyknęłam. - Dowiem się o co poszło?
- Nie pozwolę siebie obrażać. - burknął Cesc, patrząc na Crisa z nienawiścią.
- Co mu powiedziałeś? - spojrzałam z wyrzutem na Cristiano.
- Nic. On zaczął.
- Zachowujecie się jak dzieci.
- Dobra, przyznaje. Powiedziałem, mu po moim strzelonym golu, że nie będzie bohaterem Realu i może już iść reklamować żel dla poprawy nastroju.
- Cesc.. - zaczęłam słysząc to co powiedział.
- Ale to miało być tak ironicznie. A on po drugim golu powiedział mi, że jak chce to może mi załatwić jakąś fuchę w reklamie, bo jak on to nazwał "MOJA BARCELONKA" wraz z jej piłkarzami schodzi na psy. - wyjaśnił.
- I o to tyle zamieszania? - zdziwiłam się. Patrzyli na mnie pytającym wzrokiem. - Okey, oboje zachowaliście się krótko mówiąc chamsko, ale, żeby od razu taka akcja o taką błahostkę? Dorośnijcie, a później zacznijcie załatwiać sprawy jak prawdziwi mężczyźni. - po tych słowach poszłam zostawiając ich samych. Pojechałam do domu.
 Położyłam się na łóżku. Byłam jakoś wykończona. Nic nie zrobiłam, a czułam się jakbym rzucała kamienie. Leżałam tak przez dłuższą chwilę i nie myślałam o niczym. Rozległ się dzwonek do drzwi. Zdziwiłam się , kto to mógł być o tej porze. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam bukiet kwiatów. Rozejrzałam się czy nikogo nie ma. Zamknęłam drzwi i przeczytałam liścik :

"Przepraszam Cię za moje szczeniackie zachowanie. Wiem, że się na mnie dzisiaj zawiodłaś. Zrozumiem jeżeli od tej pory nasze relacje będą inaczej wyglądać. Jednak tego nie chcę. Polubiłem Cię przez ten czas i nie chcę tracić tego co udało nam się nawiązać. Przepraszam Cię jeszcze raz.. C."


_______________________________________________________________
No i kolejna część gotowa. Wiem, nudna -.-' przepraszam. Ale sprawdźcie godzinę o, której dodaje, nie latwo się myśli o tej porze. Liczę na komentarze. Do następnego :)   Santia.

2 komentarze:

  1. Sergio, Sergio, Sergio, Sergio, Sergio, Sergio, Sergio, Sergio, Sergio, Sergio, Sergio, Sergio, Sergio, Sergio, Sergio, Sergio, Sergio, Sergio, Sergio, Sergio, Sergio, Sergio, Sergio, Sergio *.* ZNÓW DLA MNIE ♥

    Poza tym czeeeeeeekam na następny ♥ Coś się z tym Cesc'iem dzieje... :D Wyczuwam miłość :> Ciekawe czy ostatni liścik od Cesc'a czy od Cristiano :D CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ, POŚPIESZ SIĘ :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nowość u mnie :) http://dreeaaamss.blogspot.com/ Zapraszam i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń