niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 4 - "Jak się dobrze spiszesz to Ci powiem, co tu robię."

- To tutaj. - stanęłam przed biurem i wzięłam od niego segregatory.  - dzięki. - uśmiechnęłam się lekko i już chciałam się odwrócić, żeby udać się do swoich zadań, gdy zadał to nieszczęsne pytanie.
- Czy my się skądś nie znamy? - świetnie. Czułam się nieco zażenowana całą sytuacją. Musiałam wymyślić coś na szybko.
- Znam Cię bardzo dobrze. - zrobił nieco głupią minę. Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. - Znam całą Twoją biografię na pamięć. Każdy Twój ruch na boisku, strzelone bramki. To w jaki sposób wykonujesz poszczególne fragmenty gry. Możesz nie mieć nazwiska czy numeru na koszulce, to i tak z daleka wiem, że to Ty. 
- Miło mi. Tym bardziej, że mówi, to dziewczyna, przepraszam, kobieta. - uśmiechnęliśmy się do siebie. Jednak dalej czułam się trochę nieswojo.
- Przepraszam, ale mam dużo pracy..
- Rozumiem. Miłego dnia. -  wyszedł. Nie powiem, robił wrażenie dosyć sympatycznego i miłego gościa. Ale dobrze, że już poszedł. Zabrałam się do pracy. Musiałam w końcu sobie wszystko ogarnąć. Miałam jeden dzień, aby się ze wszystkim zaznajomić. Tym bardziej, że miałam pogodzić jeszcze jedną rzecz, o której szczegółach miałam się dowiedzieć później. Zadzwonił telefon. Nie spojrzałam na wyświetlacz, tylko automatycznie odebrałam.

- Halo?
- Dlaczego nie powiedziałaś mi, że jesteś w Hiszpanii?! - spojrzałam na wyświetlacz. Cesc. Nie rozpoznałam początkowo głosu.
- A "dzień dobry" to gdzie?
- Cześć, cześć. Wiesz co, powinienem się na Ciebie obrazić. Nie mogłaś mnie poinformować?
- Nie było kiedy.. Zresztą, skąd o tym wiesz?
- Mam swoje źródła.
- Dopiero wczoraj przyleciałam, no  i skąd mogłam wiedzieć, że interesuje Cię każdy mój krok.
- To już wiesz. - śmiał mi się do słuchawki. - Do kiedy zostajesz?
- Chyba na ile.
- Nie rozumiem..
- Nieważne. Jakiś rok spędzam w Madrycie.
- Żartujesz?! - krzyknął.
- Nigdy nie byłam, aż tak poważna.
- To świetnie! Obiecaj mi, że się ze mną spotkasz.
- Dobrze, tylko jak sobie wszystko ogarnę, okej?
- Jasne. To miłego dnia. Adios! - rozłączył się. Było słychać, że jest szczęśliwy. Zupełnie nie wiem dlaczego.

 Po skończonej pracy udałam się na rozmowę do samego prezesa. Nie ukrywam - trochę, a nawet bardziej niż trochę się bałam. Nie znałam go jeszcze i nie wiedziałam z jakim typem człowieka będę miała do czynienia. Przywitaliśmy się. Po krótkiej rozmowie zrobił na mnie spore wrażenie. Był stanowczy, ale jednocześnie słuchał ludzi. Właściwa osoba, na właściwym miejscu. Zaproponował, żebyśmy mówili sobie po imieniu.

- Twoje zadanie, jak już wiesz będzie polegało na zrobieniu reportażu z życia piłkarza. Przez cały rok, widujecie się, przeprowadzasz wywiady, jeździsz z nim na mecze. Jesteś jego nierozłącznym elementem jego życia przez rok. Przez ten czas, tylko Tobie udziela jakichkolwiek wywiadów. Wejście do szatni czy na murawę masz zagwarantowane. Zresztą całkowicie zdaję się na Twoją kreatywność i kompetencje.
- Dziękuję. - byłam bardzo podekscytowana. - Dobrze, ale Ivo mówił mi, że zaszły pewne zmiany.
- A tak, tak. Chodzi o zmianę piłkarza.
- Ricardo nie może? - wiedziałam, że już nie będzie tak fajnie. Wiedziałam, że byłaby to świetna okazja, aby poznać Kake i jego rodzinę.
- Jego żona uznała, że będzie to zbyt duże wtargnięcie z butami w ich życie prywatne.
- Przecież wiem, co to etyka zawodowa i bym na pewno nie zrobiła niczego, co mogłoby w jakikolwiek sposób jej, czy dzieciom zaszkodzić. - powiedziałam z lekkim smutkiem w głosie.
- Doskonale o tym wiem. Chcieliśmy, żebyś się z nią spotkała, ale zgodził się inny piłkarz i uznaliśmy, że tak będzie dużo lepiej.
- Dobrze. Mam tylko nadzieję, że nadal jest nim piłkarz Realu.
- Naturalnie.

<puk, puk>

- Proszę. - O dzień dobry. Proszę siadać. Właśnie rozmawialiśmy o Tobie. - odwróciłam się, aby zobaczyć kim jest człowiek, z którym mam spędzić najbliższy rok. W tej chwili zrozumiałam, że życie potrafi mnie nieźle zaskakiwać. Do niesamowitych niespodzianek, potrafi spłatać figle.
- Przepraszam, za spóźnienie. - popatrzył się na mnie, uśmiechnął i usiadł.
- Poznajcie się..
- Poniekąd to się znamy. - powiedział.
- Czyli nie muszę Was sobie przedstawiać?
- Z tego co wiem, to Pani wie o mnie wszystko, ale ja o Pani nic. - ciągle się na mnie patrzył i uśmiechał przy tym w taki łobuzerski sposób. To była jedna z niewielu sytuacji, w których nie wiedziałam jak się zachować.
- Isabelle Nowak. - Wstałam, podałam mu rękę i się przedstawiłam. Zachowałam przy tym pełen spokój.
- Miło mi. - tylko tyle powiedział. Później uzgodniliśmy wszystkie warunki naszej współpracy. Wymieniliśmy się numerami i wyszliśmy.

- To do jutra. - powiedział i poszedł. Mnie oczywiście nie było stać na nic lepszego niż głupi uśmiech. Pojechałam do domu. Strasznie mi się nudziło. Angelika była w Saragossie, a ja nie miałam co ze sobą zrobić. Zadzwoniłam do Cesca.

- Diga.
- Cześć, nie przeszkadzam? - zapytałam nieśmiało.
- Isabelle! Ty mi nigdy nie przeszkadzasz. Jak miło, że dzwonisz.
- Jeżeli mam być szczera, to nie znam w Hiszpanii nikogo innego, do kogo mam darmowe minuty. - oboje się zaśmialiśmy.
- Zawsze to jakiś pretekst. Masz wolny wieczór?
- Nie, wiesz , mam zawalony spotkaniami z moimi wieloma przyjaciółmi.
- W takim razie wyślij mi smsem adres, za pół godziny mam samolot. - nie zdążyłam nic powiedzieć, bo się rozłączył. Siedziałam przez chwilę na łóżku patrząc na telefon. Nagle wyskoczyłam jak strzała, żeby się przebrać i poprawić makijaż. W między czasie wysłałam mu adres. Chciałam zrobić coś do jedzenia. Oczywiście miałam tylko makaron i sos pomidorowy - spaghetti. Dosyć oklepane danie, no ale lepsze niż nic. Nawet się nie obejrzałam, a już usłyszałam dzwonek do drzwi.

- Można. - za moimi drzwiami stał bardzo przystojny mężczyzna trzymający butelkę wina.
- Wejściówkę widzę masz, więc jak najbardziej można.

- A co tu tak pachnie?
- Pomyślałam, że pewnie będziesz głodny. Mam nadzieję, że lubisz spaghetti, bo nic innego nie miałam.
- Lubię, lubię.
- Otwórz wino, a ja podam do stołu.
- Gdzie masz kieliszki?
- Tam. - wskazałam szafkę nade mną. Zbliżył się do mnie. Ciągle się na mnie patrząc sięgnął ręką po kieliszki. Poczułam przez chwilę coś dziwnego. Takie ciepło. Odszedł by nalać wina,a ja przez chwilę nie mogłam się ocknąć. Zupełnie jakby mnie zaczarował swoim wzrokiem.
- Smacznego! - zabraliśmy się do jedzenia. Opowiedziałam mu jak to się stało, że się tu znalazłam. Był trochę zdziwiony.
- Czemu nikt mi nie złożył takiej propozycji? Chętnie bym spędził z Tobą rok.
- A to reportaż jest do tego potrzebny? - powiedziałam dopijając wino.
- Na taką odpowiedź liczyłem. - uśmiechnęliśmy się.
- O której masz trening?
- Przed południem. Spokojnie dojadę. Za godzinę mam samolot, więc nie musisz się martwić. - Zrobiło mi się trochę głupio, że o tej godzinie będzie się męczył, żeby wrócić. W końcu to dla mnie przyjechał.
- Może to jest skrajnie nie odpowiedzialne z mojej strony co teraz powiem, bo się jeszcze nie znamy i nie mam pewności czy nie jesteś jakimś psychopatą. - udałam przerażenie. - ale może zostaniesz na noc? Nie będziesz po nocy latał. Polecisz rano. Wiem, że kanapa, to nie jest odpowiednie miejsce do spania dla pana Fabregasa.
- Czemu niby nie? Bardzo lubię spać na kanapie.
- To mamy jeszcze trochę czasu, żeby pogadać.
- Chyba raczej mam trochę czasu, żeby Cię upić i wykorzystać.
- Oho, ale się boję. Zwłaszcza, że już jest pusta butelka, a po drugą nie pozwolę Ci iść, bo na treningu musisz jakoś ogarniać.
- Wygrałaś. - powiedział. Usiedliśmy na kanapie. Rozmawialiśmy jeszcze przez jakiś czas. Poszłam na chwilę do łazienki. Gdy wróciłam, to mój rozmówca już spał. Wyglądał tak słodko. Przykryłam go kocem i szepnęłam mu do ucha ciche "Dobranoc." 
 Kiedy rano wstałam Cesca już nie było. Zauważyłam na stoliku tylko karteczkę

"Dziękuję za miło spędzony wieczór. Przepraszam, że się nie pożegnałem, ale musiałem zdążyć na najszybszy samolot. Miłego dnia piękna."

 - Wzajemnie. - powiedziałam. Wzięłam prysznic, ogarnęłam się i pojechałam do Valdebebas. Pracę miałam zacząć od zapoznania się szczegółowo z sesją treningową jak i piłkarzami, oraz relacjami między zawodnikami. Usiadłam sobie na trybunach i czekałam na przyjazd zawodników. Wyciągnęłam notatnik, oraz aparat. Na filmowanie był jeszcze czas. Musiałam najpierw uzgodnić wszystko z Mourinho, żeby nie było jakiś nieporozumień między nami już od samego początku.

- To męska sekcja. - usłyszałam za sobą męski głos.
- Wiem.
- W takim razie mogę się zapytać co pani tu robi?
- Siedzę sobie i oglądam.
- Zdążyłem zauważyć. Jest jakiś konkretny powód?
- Kocham Real.
- Bardziej konkretnego chyba nie ma. - uśmiechnął się do mnie. - Alvaro Arbeloa. - podał mi rękę.
- Isabelle Nowak. - uścisnęłam jego dłoń.
- Chyba nie jesteś stąd. Znaczy nie jesteś Hiszpanką.
- Zgadza się.
- Rosjanka? Czeszka?
- Polka.
- Mogłem się od razu domyślić. Co tu robisz, poza tym, że siedzisz i oglądasz?
- Rozmawiam z Tobą. - uśmiechnęłam się.

- Dobra chłopaki, zaczynamy! - usłyszeliśmy głos trenera.

- Chyba musisz iść. Jak się dobrze spiszesz to Ci powiem, co tu robię.
- Brzmi intrygująco. - podniósł jedną brew do góry.
- Leć już. -poszedł. Chłopcy zaczęli trening, a ja uważnie się im przyglądałam. To było niesamowite móc tutaj być i oglądać jak trenują. Po dwóch godzinach Jose mnie zawołał. Szłam w ich kierunku i czułam na sobie wzrok wszystkich. Im bliżej byłam tym bardziej uginały mi się nogi. Szczypałam się w rękę, bo nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Mourinho się ze mną przywitał.

- To jest Isabelle. - lekko podniosłam do góry rękę.-  Przez najbliższy rok będzie nieodłączną częścią drużyny.
- Taka nasza maskotka. - dodał Marcelo. Wszyscy się zaśmiali.
- Tak , można tak powiedzieć. - skwitował Mou. - Jest tu za sprawą pewnego zawodnika.
- A, już wiem. To Ty jesteś tą dziennikarką, która miała robić ten reportaż o mnie. - wtrącił Kaka.
- Tak, to właśnie ja.
- Myślałem, że to już nieaktualne.
- Ktoś z Was zajął Twoje miejsce. - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- To już poniekąd wiecie co i jak. Mam nadzieję, że nie będzie to dla Was żadną przeszkodą i problemem. - ciągnął trener.
- Skądże! - powiedzieli wręcz jednogłośnie, a mi uśmiech nie schodził z twarzy.
- W razie czego winą możecie obarczyć Cristiano. - wszyscy spojrzeli na portugalskiego cracka, który do tej pory się nie odzywał.
- Trenerze, chyba raczej nikt nie będzie miał z tym problemu, że dopingować nam będzie taka "maskotka". - powiedział z szerokim uśmiechem. Podszedł do mnie i powiedział - witaj w drużynie!






____________________________________________________________

 No i czwóreczka gotowa :)
 Przyznam się, że pisana tak na szybko. Jednak zaczynam już wchodzić w ten etap, na który czekam od początku pisania. Jak wrażenia? Moim zdaniem jeden z najsłabszych rozdziałów jak do tej pory, ale musicie mi wybaczyć. ;*  Santia.

4 komentarze:

  1. Nie znasz się! Jest świetnie! :D Lubię to jak piszesz a ja nie wiem o kogo chodzi :D Mogę się domyślać i nie mam nic podane na tacy :D

    Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nowość u mnie :) http://dreeaaamss.blogspot.com/ Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, super i super po raz kolejny :D
    Czekam na kolejny :)
    Pozdrawiam Gabi

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na 7 rozdział opowiadania :) http://dreeaaamss.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń